Uprawiam sztukę dramatu a nie sztukę piękna...

Po przedstawieniach w Essen z okazji urządzonej tam wystawy Polska 74 miejscowa krytyka nazwała, go „genialnym malarzem, inscenizatorem i autorem stanowiącym szczególny przypadek wszechstronnych uzdolnień artystycznych”. Józef Szajna przyszedł do teatru z malarstwa. Debiutował jako scenograf w Opolu. Zwrócił na siebie baczniejszą uwagę po przejściu do Teatru Ludowego w Nowej Hucie.

Ważny etap w twórczym rozwoju artysty stanowił okres współpracy z Teatrem Śląskim w Katowicach, na scenie którego zrealizował wspaniałe spektakle: Rzecz listopadową Ernesta Brylla, Szkarłatny proch Seana O'Casey'a i Śmierć na gruszy Witolda Wandurskiego. W 1971 roku Józef Szajna został dyrektorem Teatru „Studio” w Warszawie. Tu powstał szereg jego przedstawień: Witkacy, widowisko zmontowane z kilku sztuk St.[anisława} I.[gnacego] Witkiewicza, Replika wstrząsający obraz zagłady świata, Dante adaptacja Boskiej komedii, Majakowski spektakl stanowiący portret wspaniałego poety. 

„Dziennik Zachodni”: Chciałbym zacząć od przypomnienia współpracy z Teatrem Śląskim w Katowicach i zapytać Pana, czy to doświadczenie stanowiło kolejny ważny etap twórczej drogi? 

Józef Szajna: Współpraca z Teatrem Śląskim miała tuż przed moim związaniem się z Warszawą i utworzeniem Teatru Studio. Był to okres zamykający moją działalność jako reżysera, scenografa. Wówczas wielką uwagę przywiązywałem do obrazowości scenografii. Katowickie spektakle, za które zresztą otrzymałem kilka nagród, były najwyższym moim osiągnięciem w tym nurcie poszukiwań. Trafiłem wtedy na dobry czas Teatru Śląskiego, świetny zespół aktorski, ciekawy współpracy z nowymi reżyserami. W tym okresie obok mnie realizowali w Katowicach przedstawienia Lidia Zamkow, Jerzy Kreczmar. Uważam zresztą, że praca w nowym miejscu z nowymi ludźmi zawsze jest czymś pozytywnym, rozbudzającym wyobraźnię, wyzwalającym nowe siły twórcze. 

„Dziennik Zachodni”: Zastanawiam się, czy Panu potrzebny jest stały zespół aktorski, aktor w powszechnym znaczeniu tego słowa? 

Józef Szajna: Chciałbym brać aktora do pewnych zadań i ról. Ale mam też przeświadczenie, że tutaj w Studiu wraz z zespołem dopracowaliśmy się pewnej odrębności stylu gry. To znaczy, że skierowani jesteśmy na to, co nazywa się narracją wizualną, inscenizacją, co nie dzieje się w warstwie informacyjnej, ale poetyckiej, wyobrażeniowej. Sytuacja sceniczna warunkuje aktora, a nie tekst, słowo. Nie odgrywamy tu psychodramy. Aktor w moim teatrze nie jest tylko przekaźnikiem tekstu. 

„Dziennik Zachodni”: Wielu wybitnych, popularnych aktorów kreacyjnych na hasło „Szajna” zdecydowanie odpowiada – „nigdy”. Twierdzi też, że raz spróbowało współpracy ze „Studiem”, był to ciekawy eksperyment, ale nie chciałoby go powtarzać. Istotnie w swoim zespole nie ma Pan gwiazd. Zresztą czy u Pana aktor może być gwiazdą? Jest tylko jedna – Szajna. 

Józef Szajna: Aktor gra, albo powtarza siebie. Po prostu ze szkoły wynosi warsztat wykonawczy, zbudowany na psychofizycznych odczuciach. Powiedziałbym, iż wymagam więcej od aktora. Oczywiście, niektórzy odchodzą, ale nie mam kłopotu z zespołem, stale zgłaszają się nowi, chętni poddać się tej współpracy. Przyszłością teatru będzie nie tekst, lecz obraz, gdyż coraz bardziej wchodzimy w epokę obrazkową. Jeszcze nie potrafimy odczytywać obrazów, mówię o cywilizacji ślepców. Czymś zupełnie innym jest widzenie świata od słuchania o nim. 

„Dziennik Zachodni”: Zawód aktora wymaga akceptacji ze strony widza. Tego, co nazywamy popularnością. Gros ludzi wybierając się do teatru idzie na aktora, chce zobaczyć, jakim jest „na żywo”. Utożsamia go z kreowanymi przez niego postaciami a Pan skrywa swoich aktorów za maską, czyni z nich kukły... 

Józef Szajna: Dlaczego tak nisko traktujecie aktora? To jest praca! Aktora się ceni za rolę, a nie za to, jak on wygląda, bo na takiej zasadzie najpiękniejsze byłyby striptizerki, a nie aktorki. W każdym z nas jest coś z aktora – to już stwierdził Szekspir – tylko brak nam może tej odwagi, żeby znaleźć się na scenie. Stąd tak lubimy utożsamiać sią z aktorem, przeżywać z nim smutki i radości. Adorujemy go za to że za nas cierpi i kocha. I to jest błąd. Aktora powinniśmy szanować za rolę. Nieważne jest, czy jest piękny i młody, czy stary i brzydki, czy ukryty pod maską. Nie mam nic przeciwko temu, ażeby aktorzy wyrabiali sobie nazwiska. Jest w tym jednak odrobina kabotynizmu. W moim teatrze aktor wypełnia przestrzeń, stanowi element spektaklu nie gra roli, gra spektakl. Kiedyś zapytano Ewę Szykulską, jedną z piękniejszych naszych aktorek, dlaczego związała się ze Studiem. Odrzekła, iż tutaj nauczyła się skromności, pokory wobec teatru. 

„Dziennik Zachodni”: Wydaje mi się, że w naszej rozmowie nie dojdziemy do wspólnego określenia istoty aktorstwa. 

Józef Szajna: Niemożliwe jest sprowadzić to do jednej definicji tak, jak niemożliwe jest zdefiniowanie, czym jest teatr. Znajduje się on w ciągłym rozwoju, szuka nowych form wyrazu. Twierdzenie, że jest jeden, stanowi paradoks, do dzisiaj mielibyśmy tylko teatr antyczny z jego regułami, zasadami. Jestem plastykiem i uważam, że budowanie akcji i robienie teatru nie dotyczy tylko uruchomienia realizacyjnej formy napisanego dramatu; bazuję na własnych scenariuszach, scenografii. Jestem plastykiem pracującym w teatrze; zszedłem ze ściany do rzeźby na ziemię, przez rzeźbę do environmentu, a potem kiedy to jeszcze nie żyło, nie ruszało się, w sztukę akcji. 

„Dziennik Zachodni”: Jedno jeszcze często się Panu zarzuca i z czym częściowo się zgadzam – to, iż epatuje Pan widza brzydotą. 

Józef Szajna: Nie wiem, co jest brzydkie. Przytoczę Tatarkiewicza, który napisał, iż nie ma sztuki estetycznej, lub antyestetycznej, pojęcie sztuki ma wiele odniesień. Pojęcie piękna się zmienia, a ja uważam, iż przekazuję rzeczy, które są godne zapamiętania. Moim obowiązkiem jest pokazanie człowieka w jego pięknie wewnętrznym. W człowieku ładne jest to – jak on myśli. Uprawiam sztukę dramatu, a nie sztukę piękna. Człowiek staje się piękny poprzez swoją postawę do zjawisk życia. Jestem więc i trochę moralistą. Głównym zadaniem Teatru Studio jest uczenie ludzi widzenia świata, takiego prezentowania problemów, aby czytali oczami, a nie tylko słuchali dialogu. Słowo jest nieskładne, obraz jest wierny – tak mówi Dante. Sztuka stanowi transformację rzeczywistości, a nie jej powtórzenia. 

„Dziennik Zachodni”: Na koniec proszę powiedzieć czym, zdaniem Pana, powinien być teatr współczesny? 

Józef Szajna: Powszechnie stosowane ilustrowanie dramatu spycha teatr do roli rzemiosła. Co może dziś wyrazić ów teatr stary, skoro życie stało się bardziej teatralne niż wyobraźnia artysty i bardziej szokujące niż to potrafi sztuka? Czas mówić o teatrze nowym. Jego zadanie polega na uprzedzaniu konfliktów, jakie rodzi świat i ostrzeganiu. Dlatego staram się o jedno: językiem sztuki wizualnej odpowiadać na pytania, wynikające z pierwszych, a nie ostatnich stron gazet. 

„Dziennik Zachodni”: Bardzo dziękuję Panu Dyrektorowi za rozmowę.

INFORMACJE

AUTOR

Łukasz Wyrzykowski (rozm.)

ŹRÓDŁO

„Dziennik Zachodni” 1980, nr 130

DATA

11 czerwca 1980

DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ

SKAN