Bariera sensu
Czy ktoś podejmie się wytłumaczyć po ludzku, co to znaczy:
„Zdarzenia sceniczne wyzwalają reakcje, powstające na styku dwóch zdarzeń teatralnych. Do struktury tych zjawisk prowadzą działania sprzężone, nakładające się. Ich jedność i przeciwieństwa poszerzają wiedzę o przedmiocie. Takty ukazane na scenie dają napięcia, których wynikiem są znaczenia”.
Albo to:
„Integracja środków, składających się na spektakl, poszerza dramaty, a nie określa autora, daje mu natomiast pełnię teatralnego istnienia”.
Albo jeszcze:
„Pozorna afunkcjonalność aktora względem tak pojętej scenografii, i odwrotnie, daje funkcjonalność na wyższym planie, na planie treści. Treści te wyrażane pojęciowo, determinują funkcję poznawczą świata”.
Co to jest – „funkcja poznawcza świata”? I co jest pojęciowe, skoro –
„Zamiana rzeczywistości czysto zewnętrznej na pojęciową, wewnętrzną, stwarza często aurę pewnej tajemniczości, niedopowiedzeń, dziwności”.
Pojęcia stwarzają niedopowiedzenia?! Bo też takie to i pojęcia:
„Poznanie przedmiotu scenicznego nie wiąże się tu z jego nazwaniem czy określeniem formy zewnętrznej. Poznanie przedmiotu plastycznego wiąże się z jego materialnym urzeczywistnieniem i określeniem przez aktora na scenie. Stanowi to obiektywną prawdę przedmiotu scenicznego. Jego znaczenia są wartością poetycką...”
A może kto wie, co to znaczy „język alienacji”? Bo czytamy:
„Drogą działań konfliktowych, posługując się językiem asocjacji i alienacji, zmierzam do podstawowej funkcji poznawczej teatru...”
Ukochał sobie autor tę funkcję „poznawczą”! Co raz to o nią potrąca. Ale podejrzewam, że tak się nią trudzi, aby wyrobić sobie... alibi. Autorem jest bowiem reżyser, tak „poznawczego” i pojęciowego spektaklu, jak Rewizor w Nowej Hucie – Józef Szajna. Wszystkie cytaty pochodzą z jego enuncjacji programowej, opublikowanej w „Teatrze”. Wyniki tak zaprogramowanego postępowania przeżywamy na własnej skórze, ale jeśli takim językiem objaśnia się w tym teatrze zadania aktorom...
Szajna jest utalentowanym plastykiem, ale jego artykuł nie nazywa się „Problem scenografii”, lecz „Problem teatru”. I w tym problemowo teatralnym artykule o aktorach zaledwie wzmiankuje się dwukrotnie, jednym słowem, jak o dodatku do dekoracji i rekwizytu. Te tworzą „język”, poezje, wartości poznawcze, światopoglądowe itd. wszystko, co chcecie. Aktor zaś ma wypowiedzieć „treści” podane w tekście i trochę ożywić poetyczne obrazki „działaniem”. Działaniem – jako kto? A, o to już niech go głowa nie boli: określi go kostium Szajny.
„Kostium przestaje być ubiorem zewnętrznie określającym styl epoki. Sugeruje postać sceniczną, jej uwarunkowanie pod względem pełnionej funkcji w spektaklu oraz estetycznym, uwydatniając charakter, postawę – światopogląd postaci”.
Nie zapominajmy, że u Szajny jest to kostium szmaciany. Tak się to już powszechnie nazywa, a i sam autor chlubi się tym:
„Wypalane horyzonty, opadające zasłony, pakuły, gęsta farba, darte płótno, zardzewiała blacha, stara cerata – stają się tworzywem o nowym znaczeniu, awansują do rangi środków, czasem symbolu”.
Nowe. Rychło w czas. I zaangażowane. Bo nagromadziwszy tyle kolorowych słówek na zasadzie collage'u i alibi, autor kończy zgrabnym zdankiem o zaangażowaniu we współczesność. Czyli że możemy sobie powinszować.