Bez ryzyka nie ma sztuki

Rozmowę i Józefem Szajną — odkładamy do jego powrotu z zagranicy — pisaliśmy przed kilkunastu dniami, zamieszczając sylwetki i błyskawiczne wywiady z tegorocznymi laureatami Nagród m. Krakowa. Spełniamy obietnicę: 

We wstępie do katalogu Szajnowskiej wystawy Reminiscencje na Ruhrfestspiele-Recklinghausen pisze jej organizator, Tomasz Grochowiak, dyrektor tutejszego muzeum, jak zafascynowało go dzieło Szajny na zeszłorocznym Biennale w Wenecji, jak bardzo pragnął pokazać na festiwalu w Recklinghausen owo plastyczno-teatralne requiem dla Oświęcimia i Buchenwaldu i jak udało mu się to dzięki zakupowi dzieła i ofiarowaniu go do muzeum przez parę niemieckich mecenasów sztuki, małżeństwo Johnssen. 

Tyle o genezie znalezienia się Reminiscencji w NRF. Dla dopełnienia obrazu można by jeszcze dodać, że Kraków nie mógł zdobyć się na znalezienie pomieszczenia dla tego przestrzennego układu plastycznego, zajmującego niebagatelną powierzchnię 125 m kw. Żal, że straciliśmy dzieło wyjątkowej rangi i artystycznej, i politycznej, umniejsza świadomość, iż spełnia ono olbrzymią rolę (także właśnie polityczną), oglądane przez społeczeństwo NRF. I umniejsza obietnica artysty powtórzenia Reminiscencji — z przeznaczeniem dla Krakowa, miasta, które zrodziło ideę dzieła, miasta faszystowsko-okupacyjnych łapanek w środowisku plastycznym. I wreszcie zapewnienie władz kulturalnych Krakowa, że poszukiwania za odpowiednim dlań lokalem ekspozycyjnym trwają (m.in. myśli się o b. okupacyjnej siedzibie gestapo przy ul. Pomorskiej). 

A wystawa dzieła Józefa Szajny w Recklinghausen stała się wielkim wydarzeniem, wychodzącym daleko poza sprawy sztuki. Obecny na jej otwarciu prezydent NRF Heinemann powrócił nazajutrz — już nieoficjalnie — z małżonką, by dokładnie obejrzeć Reminiscencje i porozmawiać z ich twórcą. 

Rozmawiamy z nim i my, po jego powrocie do Krakowa: 

Najbliższe plany, związane z Pana sztuką malarsko-scenograficzną? 

W najbliższych dniach wezmę udział w organizowanej w ramach praskiego Quadriennale międzynarodowej wystawie scenografii. Mam więcej planów i zamówień wystawowych. M.in. w roku przyszłym — w Edynburgu, a także prawdopodobnie na Olimpiadzie w Monachium. Wiążą się z moimi planami artystycznymi także sprawy pedagogiczne. Oto od nowego roku akademickiego objąć mam kierownictwo nowo powstającego w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych Studium scenografii dla potrzeb teatru, filmu i telewizji. 

A działalność reżyserska? 

Obecnie dobiegają końca próby Fausta w warszawskim Teatrze Polskim — spektaklu realizowanego w mojej reżyserii, scenografii i daleko idącej adaptacji (przekład Macieja Bordowicza). Będzie to właściwie moje opracowanie na tekstach Goethego nowej wersji Fausta. Premiera — za miesiąc. Zaś w Krakowie mój macierzysty Stary Teatr proponuje mi realizację Parad Potockiego. Ja wolałbym ukończyć Paternoster Kajzara, która to sztuka nie wiadomo dlaczego została przerwana w próbach. 

Są może i zagraniczne propozycje reżyserskie? 

Owszem. Prawdopodobnie realizować będę sztukę Witkacego w Berlinie zachodnim. W kraju zaś mam w tej chwili propozycje reżyserowania w Łodzi, Wrocławiu, Katowicach, Warszawie. 

„Rozrywany” w kraju i na świecie, nie zamierza Pan chyba zrywać kontaktu z Krakowem? 

Oczywiście, że nie. Choć nie jestem Krakowianinem — urodziłem się w Rzeszowie — czuję się silnie związany z tym miastem, tak wybitnym miastem sztuki. Gdybyśmy tylko, my krakowianie, nie mieli kompleksu prowincji, moglibyśmy się uważać za arystokrację kulturalną w kraju. 

Są w Polsce wybitne ośrodki sztuki, są wybitni artyści, powstają pojedyncze znakomite dzieła. Czemu przypisuje Pan fakt, że w całości nasza sztuka plastyczna, a przede wszystkim sztuka teatralna, nie przeżywa w tej chwili okresu rozkwitu? 

Zahamowaniu prawa do ryzyka. Tam, gdzie nie ma ryzyka, nie może być mowy o prawdziwej sztuce.

INFORMACJE

AUTOR

rozm. Krystyna Zbijewska

ŹRÓDŁO

„Dziennik Polski” 1971, nr 121, 23-24 maja

DATA

23 maja 1971

DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ

SKAN